Jaka lewica ? O wyobrażonym elektoracie i działaniu bez właściwości…
DR ŁUKASZ CORA
Nie trudno średnio zainteresowanemu obserwatorowi krajowej sceny politycznej zauważyć, że choć koalicja lewicowa ( SLD, Wiosna, Razem) uzyskała w wyborach 2019 roku przyzwoity wynik ponad 12 % poparcia, to nie tylko nie przebiła sukcesu z 2015 Zjednoczonej Lewicy i Razem, ale co gorsza posiadając 49 osobowy klub poselski straciła nie tylko impet, ale i wyrazistość. I to paradoksalnie w momencie kiedy wydawałoby się jest szczególnie potrzebna.
Pytanie o przyczyny lewicowej zadyszki i rozmijania się nadziei z rzeczywistością są złożone, ale w gruncie rzeczy sprowadzają się do dwóch kluczowych aspektów.
Po pierwsze, kluczem jest powaga przekładająca się na zaufanie wyborców. Ten kto pamięta rządy SLD zarówno te z lat 1993-1997 jak i z kadencji 2001-2005 wie, że cieszyły się one stabilnym poparciem ponieważ, jakkolwiek podejmując wiele kontrowersyjnych decyzji, były nie tylko wizerunkowo, ile komunikacyjnie rządami w opinio communis uchodzącymi za poważne. To autorytet jej liderów i merytoryczna praca klubu poselskiego wraz z szeregiem społecznych doradców stanowiły gwarancję braku decyzji przypadkowych i nieprzemyślanych z punktu widzenia taktyki politycznej. Rządy lewicy przypadły na okres dynamicznych przemian ustrojowych związanych z przygotowaniem projektu Konstytucji RP i końcowego etapu negocjacji akcesyjnych do UE. Sukces w obu przypadkach nie byłby możliwy bez stawiania na ludzi kompetentnych i polityczny kompromis. Te właśnie elementy przekazu sprawiały, że dla elektoratu była to formacja ukształtowana, przewidywalna, gwarantująca spokój, a ponad wszystko gotowość do zarządzania państwem. Czego by nie mówić i czego by nie zarzucać takim postaciom jak Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, Józef Oleksy, Włodzimierz Cimoszewicz czy Marek Borowski to byli to ( i nadal są ) politycy budzący respekt i społeczne zaufanie. Ponad wszystko byli to politycy zdolni do kompromisu, potrafiący wyjść z przekonania o wyłącznej racji swoich poglądów. Dla tego pokolenia polityków dwie wartości miały charakter podstawowy.
Z jednej strony, kompetencja i merytokracja. Z dzisiejszego punktu widzenia dominacji mediów społecznościowych ”gabinetowy styl” uprawiania polityki pozbawiony fajerwerków dziś jest wręcz trudny do wyobrażenia. Niedzisiejszość tego rodzaju polityki polegała na tym, że medialnie mało spektakularna, była zawsze dobrze przygotowana.
Z drugiej strony budowa roli i znaczenie Polski jako przewidywalnego i zrównoważonego w swoich ambicjach i aspiracjach partnera w stosunkach międzynarodowych. Tu bez wątpienia istotny wkład polegał na konstytucyjnych fundamentach i pro-europejskim zorientowaniu funkcjonowania państwa. Byłbym daleki od twierdzenia, że nie było wówczas afer i pokus nadużywania władzy. Podstawy funkcjonowania administracji rządowej mieściły się podobnie jak stosunek do niezależności sądów i niezawisłości sędziowskiej w granicach prawa. Mimo braku odważnych i progresywnych projektów ustaw – np. w kwestii związków partnerskich, czy praw osób LGBT – oraz dosyć spolegliwego stosunku do roli i miejsca Kościoła Katolickiego w życiu publicznym, udało się w porozumieniu z UW przygotować projekt obecnej Konstytucji RP i dokończyć unijny proces akcesyjny.
Warto przypomnieć, że SLD wpisując się w nurt europejskiej socjaldemokracji, w odpowiedzi na zadyszkę gospodarczą odpowiedziało obniżeniem podatków dla przedsiębiorców. To odejście od własnych dogmatów doktrynalnych potwierdza, że mieliśmy u władzy polityków zdolnych do podejmowania decyzji niepopularnych dla większości elektoratu lewicy, ale które w dalszej perspektywie przyczyniły się do wzrostu gospodarczego i dobrobytu.
Przyczyny obecnego kryzysu lewicy i trwania w zawieszeniu upatrywać należy w dogmatycznej polityczności, która nie korespondując z współczesnym elektoratem lewicy, tworzy paradoks wyobrażonego wyborcy. Niejasne adresowanie rozmytej oferty programowej koncentrującej się w przekazie na sferze obyczajowej zamiast gospodarczej przynosi efekt odwrotnie proporcjonalny do zamierzonego. Problem jaki na pierwszy rzut oka ujawnia się w tej płaszczyźnie dotyczy rozdźwięku pomiędzy komunikacją, która w wielu aspektach stanowi nieudolną próbę przeniesienia kalek narracyjnych z drugiej polowy XIX i początków XX wieku kiedy lewica w Europie była dzięki klasie robotniczej istotną siła polityczną. Obecnie formacje lewicowe posiadają duży problem z rozpoznaniem tego, kto aktualnie – tj. u progu trzeciej dekady XXI w., tworzy ich elektorat bazowy.
W tym kontekście szczególnie niezrozumiałe jest koncentrowanie niemal całej aktywności i deklaracji programowych na walce o odzyskanie tzw. elektoratu socjalnego z podnoszeniem na sztandarach haseł obyczajowych. Nie wiem, czy wynika to z niewiedzy, braku orientacji, czy ignorancji, ale socjaldemokratyczny kanon wartości zawsze uznawał pracę za podstawę dobrobytu. Stąd wszelka pomoc państwa w postaci redystrybucji traktowana była jako wartość dodana, a nie wartość ”sama w sobie”. Gdyby zatem przyjrzeć się aktualnej sytuacji społeczno-gospodarczej, to lewica zamiast topornie i nieco groteskowo bić w kapitalizm, co odstrasza ludzi przywiązanych do modelu gospodarki wolnorynkowej, powinna starać się koncentrować na walce o poprawę bytu ludzi wynagradzanych poniżej swoich kompetencji w warunkach braku stabilności zatrudnienia. Kto z tej perspektywy stanowi docelową grupę wyborców lewicy? Podział społeczeństwa na klasę średnią i ludową również nie tłumaczy paradoksu pomiędzy rzeczywistym a prześnionym, zdaniem wielu polityków lewicy, trzonem swoich wyborców. Dlatego zaryzykować należy twierdzenie, że elektorat socjalny zdaje się być już tak mocno ekonomicznie zależny od atrapowej, a w dłuższej perspektywie wrogiej społecznie polityki PiS, że odzyskanie go będzie już chyba możliwe wyłącznie po utracie przez niego władzy. W związku z tym to raczej najczęściej dobrze wykształcony prekariat (samozatrudnieni bądź czerpiący dochody z mało stabilnych poza-pracowniczych stosunków zatrudnienia) powinien podobnie jak i cała grupa drobnych przedsiębiorców, nauczycieli, urzędników i wolnych zawodów być obiektem zainteresowania, przekazu i troski ze strony lewicy. Doskonale widać to na kanwie postulatów miejskich, które w dużej mierze przejmowane są przez polityków liberalnych, a przecież są postulatami o stricte lewicowym charakterze. Dlaczego? Bo tak się składa, że wśród słusznych lewicowych postulatów brak jest wyraźnej i spójnej oferty dla miejskiej klasy średniej, drobnych rzemieślników, mikro i małych przedsiębiorców zapewniającym miastu tętno życia.
Odejście od własnych politycznych dogmatów i zorientowanie się na docelowy elektorat może przynieść wynik gwarantujący polityczną sprawczość na poziomie 15-20% jeśli lewica umiejętnie wykorzysta problem zbliżającego się kryzysu ekonomicznego i zagrożeń ekologicznych. Rachunek zysków i strat pokazuje, że warto zmienić optykę w kierunku socjal-liberalnym z wyraźnym podkreśleniem potrzeb korekty kapitalizmu, wzmocnienia mechanizmów osłonowych, a przede wszystkim zmiany wrogiego państwa opiekuńczego w wersji PiS na jego pozytywną wersję w, której stawia się na jakość oraz dostępność social service. Model gospodarczy nastawiony na realną poprawę poprawę życia wielu osób tak młodych jak i seniorów oraz niwelowania nierówności, powinien być właśnie tym eksponowanym przez lewicę jako najwłaściwszy.
Nadal aktualne pytanie brzmi,
Czy lewica powinna atakować bardziej PiS czy liberałów ?
W mojej ocenie nie ulega wątpliwości, że głównym wrogiem lewicy jest PiS. Przede wszystkim dlatego, że ze swojego sztandarowego projektu w postaci 500 plus uczynił polityczne narzędzie „helicopter money”, a dzięki 13 emeryturze stworzył fałszywe wrażenie statusu partii o rzekomej lewicowej wrażliwości. Lewica nigdy nie powinna zniżać się do poziomu konkurowania z PiS na polu tego typu cynicznego rozdawnictwa. Dlatego należy krytykować PiS za prymitywne „udawanie” polityki społecznej obliczonej na krótko-okresowy efekt polityczny. Z kolei polskim liberałom winna pokazywać jakie są powinności i priorytety państwa, obszary niezbędnej interwencji w gospodarkę, a także perspektywy wyzwań i potrzeb młodego pokolenia, które kończąc studia nie ma często żadnego wsparcia w postaci systemu mieszkalnictwa komunalnego, preferencyjnych kredytów, zbyt dużych obciążeń ZUS etc. To zderzenie z bezwzględnymi realiami gospodarki rynkowej, która nie zabezpiecza im szans na bezpieczny start w dorosłe życie jest często przyczyną nastrojów i postaw anty-unijnych, a nawet radykalnie anty-demokratycznych preferencji.
Na koniec
warto byłoby się zastanowić dlaczego dzisiaj Marek Borowski, Bartosz Arłukowicz, czy Barbara Nowacka są w Koalicji Obywatelskiej a nie tworzą Nowej Lewicy, oraz dlaczego nadal chętnie słuchane są opinie Aleksandra Kwaśniewskiego, Marka Belki, czy Leszka Millera ? Może przyszłością jest powrót do koncepcji Lewicy i Demokratów albo budowa polskiej Partii Demokratycznej? Czemu nie?